Witamy, Gościu
Username: Password: Zapamiętaj mnie

TEMAT: Trening w dniu 13.11.2015 roku (piątek)

Trening w dniu 13.11.2015 roku (piątek) 6 lata 7 miesiąc temu #892

Trzeba było trochę odpocząć po ostatnich wyczynach i dlatego cykliczny trening został przesunięty na piątek. Mnie to nie dotyczy, ale to był osobisty wybór. Dzień dla przesądnych nieco feralny, a jaki będzie? Zobaczymy jak się skończy. Przeważnie słonecznie i umiarkowany wiatr z południowego-zachodu. Taka aura na pewno nie będzie mocno przeszkadzała podczas dzisiejszego wyjazdu. Słoneczko chwilami, przekornie chowa się za nieliczne chmury. To dobrze, że jest w miarę pogodnie, bo dzisiaj będziemy trenować do zmierzchu. Przed wyjazdem asekuracyjnie zapinam oświetlenie w obu kierunkach. Dojeżdżam na miejsce zbiórki przedostatni – dosłownie w ostatniej chwili. Okazuje się po chwili, że większym spóźnialskim będzie Krzysiek (Siema). W oczekiwaniu na Krzysztofa grupa kilku kolarzy (Jerzy, Mirek, Igor, Wojciech, Tomasz) wyjeżdża na ulicę Krakowską i czeka na chodniku. To był dobry pomysł, bo jak to o tej porze dnia, ruch na ulicach jest wzmożony. Po kilku chwilach ruszamy w drogę. Pierwszą spokojna zmianę do Topisza zaciąga Mirek z Jurkiem na kole. Jurkowi będzie ciężko – jedzie na mirkowym MBK’u z platformowymi pedałami. Kiedy Mirek schodzi ze zmiany, Jurek zabiera się ochoczo do prowadzenia grupy. Jedziemy przez kilkaset metrów i go zmieniam. Będzie jeszcze miał okazję się zmęczyć. Jadę spokojnie praktycznie w tym samym tepie co Mirek, wypatrując Darka. Jak się nieco później przekonałem, daremne było moje czekanie na Darka – kilkaset metrów za zjazdem do Teklinowa schodzę ze zmiany. Tomasz poprowadzi nas teraz w kierunku Kłomnic – przyspieszamy. Tomek od dłuższego czasu utrzymuje bardzo dobrą dyspozycję na treningach. Jak on to robi? Jedziemy teraz chwilami po 35km/h i przy niesprzyjającym wietrze na pewno jest co robić. W Kłomnicach zmiana zawodnika na prowadzeniu i na podjazdach nieco zwalniamy. Zaliczamy slalomem najgorszy odcinek nawierzchni na wjeździe do Rzerzęczyc, omijając spękania asfaltu i dziury. Na wyjeździe z miejscowości ponownie jestem na szpicy i ciągnę spokojnie bractwo pod Konary. W Konarach, prowadzący Tomasz zaczyna forsować tępo i grupa zaczyna się rwać. W połowie podjazdu zaczyna puszczać Mirek, a razem z nim Jurek. Porobiły się między nami kilkumetrowe przerwy. Na szczycie wyprzedzam zmęczonego górką Jurka i zabieram go na koło. Mijamy Mirka i próbujemy dołączyć do pozostałych kolarzy. Kiedy Tomek schodzi ze zmiany, zauważa braki w składzie ekipy i wszyscy zwalniają. Przez kolejne kilkaset metrów jest lizanie ran i przyspieszamy dopiero w Cegielni. Chwila odpoczynku na zjeździe w Wancerzowie przy kościele i od Mstowa zaczyna się długi podjazd. Na prowadzenie wychodzi Krzysiek (Siema), któremu jadę teraz po kole. Seria moich długich zmian zaczyna zbierać żniwo na podjeździe. Mam wrażenie, że Krzysztof jedzie mocno, choć po liczniku tego specjalnie nie widać – dziwna sprawa. Jedziemy sobie spokojnie do trzech czwartych podjazdu, kiedy ktoś z tyłu stwierdza, że zgubiliśmy Jurka. No to klops! Co teraz robić? Jedziemy do szczytu swoje i może tam zaczekamy? Mirek odłącza się od grupy i rusza na pomoc Jurkowi. W Zawadzie na zjeździe już ich nie widać. Wojtek wpada na „szalony” pomysł, by przejechać pętlę i zaliczyć podjazd jeszcze raz. W tym czasie duet (Mirek i Jurek) przejedzie spokojnie najgorszy odcinek treningu po pagórkach. Pętla moim zdaniem jest za duża, ale niech tam. Zaliczamy podjazd jeszcze raz, tym razem prowadzącym pod wzniesienie jest Wojciech. Teraz jedziemy nieco mocniej, albo mam tylko takie wrażenie. Na szczycie jesteśmy w komplecie i zaczyna się rozpędzanie roweru do prędkości wyścigowych. Na zjeździe przez Zawadę jeszcze tego tak nie było czuć. Kiedy trochę się wypłaszczyło, a licznik nadal pokazywał prędkość przekraczającą 40km/h – nie było już tak słodko. Ku mojemu zaskoczeniu nikt nie odpuszcza i szybko przecinamy zakręty. Podjazd pod Kłobukowic zdecydowanie nas hamuje, ale za to po zaliczeniu górki, na zjeździe do Skrzydlowa prędkość kształtuje się na poziomie 45-47km/h. Na skrzyżowaniu przy szkole Tomasz odjeżdża do domu, by nie wracać później samotnie w ciemnościach. Tutaj też mamy mały klincz, przez jakiegoś podstarzałego miłośnika dwóch kółek, jadącego na skuterku. Po co on nas wyprzedzał? Chciał się pościgać? Najważniejsze, że obyło się bez kolizji. Przez Skrzydlów jedziemy początkowo w granicach 40km/h, ale na kolejnych zmianach prędkość spada do 37-38km/h. Podjazd w Rzekach Małych specjalnie nie zakłócił nam szybkiej jazdy. Zbliżamy się do Kłobukowic, a tu ani słychu, ani widu jakichkolwiek kolarzy. Daleko nam panowie odjechali. Do Pacierzowa trochę przycisnął nas prostopadle wiejący wiatr, niewiele zwolniliśmy. Stratę odrobiliśmy skręcając do Konar. Ponownie na liczniku króluje 38km/h i tak jest do kościoła w Zawadzie. Ciekawe, kiedy mi padnie „bateryjka”? Jestem trzeci dzień pod rząd na rowerze i za każdym razem jest okazja, by się mocniej dotrzeć. Po przejechaniu kilkuset metrów od skrzyżowania, zaczynają majaczyć jakieś postacie rowerzystów. Z tej odległości jeszcze nie widać, czy są to Mirek z Jurkiem? Kolejne mocne zaciągi Krzyśka (Siema) i Wojtka w szybkim tępie zbliżyły nas do zakrętu w Zberezce. Teraz już widać, kto jedzie z przodu. Duet doganiamy w połowie odległości między Zberezką, a DK91 – trochę zeszło. Kiedy wyjeżdżamy na DK91 powoli zaczyna gasnąc światło – zapada zmierzch. Przednią lampkę włączyłem już przed Zawadą, teraz przychodzi kolej na tył. Ostra jazda się skończyła, trzeba razem dojechać do domu. Optymalną prędkością okazało się jakieś 33-34km/h. Ten temat wziąłem z Wojtkiem na siebie, doprowadzając grupę do przedmieścia. Jurek z Mirkiem odpuścili wspólny przejazd przez Radomsko, dołączają do nas dopiero na ulicy Jagiellońskiej. Przez chwilę kombinujemy, gdzie by tu chwilę odpocząć? W końcu pada na najbliższy bar. Jest już ciemno, dojechaliśmy dosłownie w ostatniej chwili do celu. Super wyjazd, niestety ja padam z nóg. Potrzebuję chwilę, by się ogarnąć. Wygląda na to, że już nie te lata, by śmigać codziennie jesienią na rowerze. Podczas odpoczynku oczywiście poruszane są tematy kolarskie. Jurek opowiada, jak to wygląda z jego perspektywy w Hiszpanii. Kiedy trochę ochłonęliśmy, czas by ruszać do domu. Dziękuję Panowie za super zabawę i do zobaczenia przy najbliższej okazji. Łącznie przejechałem dystans 73,49km w 2 godziny i 16 minut przy prędkości średniej wynoszącej 32,50km/h (dane z licznika Sigma BC 2209MHR). Trasę treningu można sobie przeanalizować na tej mapie.
Administrator wyłączył możliwość publicznego pisania postów.
Time to create page: 0.058 seconds